Blog

Monika Pitera i jej patchwork

5 maj 2021
Monika Pitera i jej patchwork

ANIA ZIĘBIŃSKA

Patchwork robiono kiedyś z braków, żeby nie zmarnować choćby skrawka. Dzisiejsze zero waste i upcycling wynika raczej z nadmiaru tkanin. A i tak sporo z nich nadal ląduje na wysypisku śmieci.

Monika Pitera (@monikapitera) opowiada o tym czym jest dla niej patchwork, skąd się wziął w jej życiu i jakie ma podejście do materiałów którymi się otaczamy. 

MP: Jestem projektantką, która sama realizuje swoje pomysły. Nie nazywam się raczej krawcową bo nie mam całej wiedzy i umiejętności, których nabywa się w szkole krawieckiej. Najbardziej pasuje chyba określenie z angielskiego designer-maker. Lubię pracę manualną, do tej pory to głównie szycie, w którym najbardziej lubię technikę patchworku. Dobrze się czuję w łączeniu kolorów i wzorów.


Jak do tego doszło? Skończyłam projektowanie ubioru i miałam małą maszynę od mamy. Obsługi i podstaw nauczyła mnie mojej mamy znajoma, bardzo zdolna pani Ania, która szyła stroje do Zespołu Pieśni i Tańca. Myślę czasem, że na wybór kierunku miały wpływ moje doświadczenia. Moi rodzice wyjechali na długo do USA kiedy byłam dzieckiem, nastolatką. W tym czasie moja mama wysyłała bardzo dużo paczek z pięknymi ubraniami, butami, torebkami, które dostawała głównie od swoich zamożnych pracodawczyń. Damskie, męskie, dziecięce. Wszystko extra i wszystkiego dużo. Napatrzyłam się na to wszystko i niechcący nauczyłam się tych wszystkich detali, jakości tkanin. W sklepach nie było wtedy takich rzeczy. Wszystko co teraz oferują nam marki, znam z wtedy. Do dzisiaj mam więcej ubrań niż potrzebuję, tak jakby utrwalił mi się mechanizm, że zastępują mi obecność rodziców, czy każdy inny brak. A tak nie było i nie jest. Zaczynam się ich pozbywać.

Z mojej sześcioosobowej rodziny, w czasie mojego życia, wyjechali wszyscy. I to na długo. Czasami myślę, że ten mój patchwork wynika z próby ich połączenia - zszywanie, łączenie rozdzielonych elementów. Dzisiaj określa się patchworkową rodzinę rekonstruowaną. Tkanina mojej rodziny w pewnym momencie rozcięła się na 4 kraje. Nie spotkaliśmy się wszyscy razem przez prawie całe moje życie, zawsze kogoś brakowało. Nadal brakuje. Myślę, że te uczucia są w rzeczach które robię. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dzisiaj migracja to powszechne zjawisko a  rodzina w pewnym momencie się rozdziela. Jednak u mnie stało się to wyjątkowo wcześnie i z każdą osobą z rodziny. 

Można byłoby tego wszystkiego nie pisać, ale nie miał(a)byś wtedy takich samych skojarzeń. Taka po prostu jest moja historia. 

Co wyzwala w tobie pracowanie z materiałami, które miały poprzednie życie?

Czuję i doceniam ich jakość i wartość. Cieszę się, jak widzę, że mogą powstać z nich fajne rzeczy, czyli, że mają potencjał. Z jednego skrawka nic nie zrobię, wyrzucę do kosza, a z wielu skrawków ułożę całą kompozycję i powstanie np. pled na długie lata. Czyli nie wyrzucam ani jednego. Jeśli mi się jakoś specjalnie nie podoba jakiś materiał, to wiem, że w połączeniu z innym to się zmieni, - jeden z drugiego wydobędzie to coś. ☺ Zupełnie inna energia jest w patchworku zrobionym z materiałów od różnych ludzi, z różnych dekad, krajów niż z jednorazowych zakupów w hurtownii. 

Czy myślisz, że zmienia się w jakiś sposób nastawienie użytkownika do przedmiotów powstałych z ‘używanych’ materiałów?

Zależy jak zostanie im to przedstawione i jaką ma wrażliwość. Ludzie są różni. Niektórzy to docenią, niektórzy będą się tego wręcz brzydzić. Nie każdy lubi rzeczy używane. W 2019 w grudniu zorganizowałam u siebie kiermasz. Wcześniej uszyłam kilka torebek z poszewek na poduszki z dziecięcych pościeli, używanych. Dodałam je do stories z opisem: torebki z dziecięcej pościeli i z dziecięcych snów. To budzi bardzo przyjemne skojarzenia. Tkanina na której naprawdę spało jakieś dziecko, dzisiaj dorosły. Tkanina przeszyta tym snem. Jak ktoś chce, może sobie tak magicznie o tym pomyśleć. A kto woli myśleć praktycznie temu będzie zupełnie obojętne, torebka ma nosić rzeczy a nie sny. A może tez  nosić jedno i drugie ;)

Jak zmieniłoby się twoje nastawienie do twoich prac gdybyś pracowała z nowymi materiałami?

Ja działam na bardzo małą skalę, nie muszę się aż tak przejmować kwestiami ekologicznymi. Przejmowałabym się, a raczej nie rozpoczęłabym nigdy większej produkcji. ALE mam też świadomość, że razem z innymi osobami pracującymi jak ja, tworzymy po prostu kolejną fabrykę, tylko rozproszoną. Dobrze byłoby na chwilę zatrzymać powstawanie nowych rzeczy. Zużyć wszystko, to co jest - nadać im nowe znaczenie. To się trochę dzieje teraz, trwa wielkie przerabianie rzeczy - cięcie, barwienie, wybielanie, nieoczywiste połączenia itd. Wydaję mi się że obecna ilość ubrań i tekstyliów na ziemii zapewniłaby każdemu pełną garderobę do końca życia (przy wyłączeniu potrzeb estetycznych, odejściu od sezonowości, brandingu itd.). Patchwork robiono kiedyś z braków, żeby nie zmarnować choćby skrawka. Dzisiejsze zero waste i upcycling wynika raczej z nadmiaru a nie braku. A i tak sporo z nich nadal ląduje na wysypisku śmieci.

Czasem myślę, że powinny powstawać już tylko praktyczne, bardzo trwałe, skromne ubrania. Ale czasem też myślę, że muszą powstawać też te bajkowe, piękne, kolorujące rzeczywistość, sceniczne, przerysowane. Jakby ktoś był wklejony z wyobraźni do rzeczywistości.

Jaką rolę odegrała/odgrywa pandemia w kontekście twojej twórczości?

Na początku pandemii czułam się komfortowo, odpowiadało mi to, że wszystko się na chwilę zatrzymało, że pewne rzeczy się zmienią, zweryfikują (w życiu i na świecie), że jest na to czas. Miałam możliwość ustabilizowania sytuacji zawodowej związanej z szyciem (którą na jakiś czas porzuciłam). Pandemia i jej konsekwencje mnie jednak trochę rozbiły, dopiero teraz czuję jakiś porządek i jasną koncepcję, tego co chcę/mogę robić. No ale to nie jest wcale takie łatwe kiedy nie dysponuje się na początku dużym kapitałem, kiedy nie ma się stabilnej sytuacji, stałej pewności siebie, odwagi, poczucia wartości itd. Ale kto dzisiaj to wszystko ma? U mnie te cechy działają bardzo różnie. Potrafię być bardzo silna i bardzo słaba. Z łatwością się wycofuję - chyba bardziej boję się sukcesu niż porażki. Często miewam wątpliwości w sens tego co robię - robi się ponuro - po co w takim razie się tak męczyć? I wtedy myślę, a no bo skoro już zaczęłam, poświęciłam temu tyle czasu, wielu osobom to się podoba, a przede wszystkim, od zawsze zależało mi na niezależnej pracy. I częściowo to mam. Prowadząc działalność jednoosobową musisz robić wszystko sama, a wtedy nie da się robić wszystkiego profesjonalnie. I zaczynam sobie na to pozwalać. Staram się doceniać ile potrafię a nie przejmować tym, czego nie potrafię :-) Minusem jest to, że kiedy nie działam ja to nie działa nic, nie zawsze można ode mnie coś kupić.

W jaki sposób wyceniasz swoje prace i z jakimi trudnościami się zmierzyłaś w wypracowaniu sobie tego systemu?

 

Z takimi, ze go nie wypracowałam ;)))

Ostatnio wpadłam na pomysł obliczenia średniej ceny z różnych podobnych produktów na świecie. To byłoby w porządku. Wysoka cena powoduje mój dyskomfort. Widocznie nie czuję się na to gotowa. Teraz postanowiłam wrócić po przerwie ostrożnie. Liczenie godzin poświęconych na pracę daje bardzo wysokie ceny. Obniżyłam je do takich, na które sama bym sobie pozwoliła gdyby mi zależało, i z którymi czuję się dobrze. Stopniowo będę je podnosić. Z takim nastawieniem czuję się dużo lepiej.  

Patrzę na ceny ubrań projektantek z Londynu, które też szyją samodzielnie, i są czasami dziesięciokrotnie wyższe od moich. Internet niby pozwala na pominięcie znaczenia pochodzenia ale to się nie wiąże tylko z tym co jest teraz, ale z całymi latami dojrzewania do tego w danym środowisku. Jeśli dorastam w kraju, w którym pracując na pełny etat, lub więcej, ludzie i tak muszą prowadzić skromne życie to trudno mi, obserwując taką rzeczywistość, mieć swobodę w wycenianiu swojej pracy jak ktoś z Londynu. Nie są mi obojętne zjawiska nierówności społecznych, pracujących ubogich,  niskich emerytur, prekariatu. Znam to wszystko z doświadczenia, własnego lub bliskich.

Nie lubię hasła ‘psucie rynku’ a często się je słyszy. Dla mnie psucie rynku to wycenianie jedwabnej maseczki lub scrunchie za 99 zł, bo można spotkać się z takimi cenami. Mogłabym wycenić narzutę patchworkową za 1000 zł (której cena wydaje się być wysoka) i obok położyć 10 tych drobnych przedmiotów - to by trochę otworzyło oczy. Pojawia się pytanie - czy to ja powinnam wyceniać projekty wyżej czy oni niżej? Jak widzisz jest to trudne i nawet jak się na to spojrzy z tylu stron to nie mamy jasnej odpowiedzi (a niektórzy w ogóle się nie zastanawiają nad takimi kwestiami). 

Cieszę się, że rośnie świadomość konsumentów i mam nadzieję, że to się przełoży na świadomość pracodawców. Coraz więcej osób naprawdę nie chce produktów od marek, które poniżają ludzi na którymkolwiek etapie produkcji. A niestety w naszych szafach pełno jest takich rzeczy. Hasła równościowe, feministyczne, empatyczne – niech dotyczą  każdej osoby, nie tylko wybranych. Interesujmy się w jakich warunkach powstają przedmioty, które kupujemy. A kiedy mówię o szacunku do pracy innych, tak samo powinnam szanować swoją pracę. I uczę się tego ☺

p.s. uwzględniam, że się tutaj w czymś mylę ☺

Dla chętnych, Monika poleca dodatkowe źródła, które omawiają kwestie (nie)etycznej produkcji bardziej szczegółowo:

https://fashionbiznes.pl/reportaz-gehenna-w-polskich-szwalniach/

https://www.money.pl/gospodarka/raporty/artykul/pracownik-w-polsce-to-wciaz-przede-wszystkim,41,0,1808169.html

https://fashionbusiness.pl/raport-uszyte-w-polsce/

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,21899550,wyzysk-w-szwalni-bangladesz-to-my-mamy-na-prawym-brzegu.html